Świadectwo Krzysztofa

Kiedyś Kółko Różańcowe kojarzyło mi się z droga do Pana Boga, przez Maryję ale taką bardzo tradycyjną drogą, raczej dla starszych, głównie pań, przy parafii. Jakże zmienił się mój pogląd w tym zakresie odkąd poznałem i zostałem ?wciągnięty? do jednego z Kółek pod opieką ks.Ireneusza i Elwiry?

Przez włączenie się do Kółka (i także przez przyjęcie do duchowej adopcji nienarodzonego dziecka) modlitwa różańcowa na stałe weszła w moje codzienne życie.

Bycie w Kółku oznacza dla mnie bycie w dużej Wspólnocie, o szerokim przekroju wiekowym, zawodowym, osobowościowym i zasięgu przekraczającym zdecydowanie granice parafii czy miasta. Spotkania członków Kółek to okazja do wzajemnego poznawania się i ubogacania, to dla mnie potwierdzenie realności tej Wspólnoty. Świadomość modlitwy, często w konkretnej, wspólnej intencji, daje mi poczucie ogromnej siły duchowej, tym bardziej, że Pan Bóg daje potwierdzenia sensowności, celowości oraz siły tej modlitwy. Znaki i cuda takie jak uzdrowienia czy nawrócenia za sprawą modlitwy różańcowej i przez ręce naszego pokornego kapłana prowadzącego Kółka stają się rzeczywistością.

Te Kółka to dla mnie realne obcowanie z żywym, prawdziwym Chrystusem, pod opieką troskliwej Matki, początek Królestwa Bożego już tu na ziemi.

Chwała Panu!

Krzysztof

 

 

Spotkałam Pana

W sierpniu 2011 roku zostałam zaproszona na Rekolekcje z Postem Daniela do Centrum Animacji Misyjnej Księży Pallotynów w Konstancinie-Jeziornie. Są to rekolekcje szczególne, prowadzone w wyjątkowym miejscu i w wyjątkowej, życzliwej dla każdego gościa,  atmosferze. Dom przestronny, z dwiema kaplicami, wypełniony zielenią, spokojem i śpiewem ptaków. Do dyspozycji gości jest basen z aqua-aerobikiem, jaccuzzi, trzy rodzaje sauny, grota solna, doskonale wyposażona siłownia, masaże, rowery, kijki, codzienna gimnastyka na świeżym powietrzu, spacery i wspaniała fryzjerka, z której usług korzysta wiele osób nawet po zakończeniu pobytu na Leśnej. Wątek żywieniowy to Post Daniela, czyli spożywanie tylko owoców i warzyw ekologicznych w ściśle wyliczonych ilościach, gwarantujących oczyszczenie organizmu i odblokowanie systemu immunologicznego, co skutkuje czasami uzdrowieniem z chorób, które nie poddają się leczeniu farmakologicznemu.

Propozycje dla ducha są również bardzo dokładnie przygotowane: jest to codzienna modlitwa, rozpoczynająca każdy dzień rekolekcji, przedpołudniowa konferencja duchowa, najczęściej biblijna, osobista  modlitwa, nawiązująca do wygłoszonej konferencji, wieczorna Eucharystia i Adoracja Najświętszego Sakramentu. Jest też możliwość wielokrotnej rozmowy z kapłanem i przystąpienia do sakramentu pojednania.

W ramach rekolekcji są prowadzone spotkania z ciekawymi ludźmi, np. misjonarzami z Afryki, konferencje związane ze zdrowym żywieniem, wieczory z muzyką czy filmem, a czasami inicjatywę przejmują uczestnicy rekolekcji, którzy chcą podzielić się ciekawymi informacjami czy przeżyciami.

 W ostatni wieczór rekolekcji ksiądz Ireneusz Łukanowski SAC  celebruje Mszę świętą o uzdrowienie i zawsze jest to Eucharystia obfitująca w uzdrowienia duchowe, psychiczne, a nawet fizyczne.            

Nie mogłam nie skorzystać z tak kuszącej oferty dziesięciodniowego odpoczynku, prowadzonego pod opieką księży pallotynów, doświadczonego lekarza i pielęgniarki i doświadczonej pani dietetyk z wyjątkowo sympatyczną obsługą. Pojechałam więc do Konstancina.

Moja sytuacja życiowa była wtedy tak zagmatwana, że mogłam tylko prosić Boga o pomoc. Były to rekolekcje przełomowe w moim życiu, bo spotkałam na nich Jezusa. Pan zaprosił mnie do współpracy mówiąc: ?Jeśli chcesz, mogę ci pomóc?. Bardzo potrzebowałam pomocy, więc otworzyłam się na Jego działanie wiedząc, że bez wolnej decyzji człowieka Bóg nie może Mu pomóc. Pan Jezus pokazywał mi stopniowo chore obszary mego życia np. zranienia emocjonalne z okresu dzieciństwa i po kolei uzdrawiał je. Pokazał mi m.in., że nie jest ważne, że czułam się niepotrzebna i niekochana, bo On, Jezus, kocha mnie od zawsze.

Podczas Mszy świętej o uzdrowienie, odprawianej przez księdza Ireneusza, ku mojemu zaskoczeniu i bez żadnej mojej prośby zostałam uwolniona od wieloletniego nałogu palenia papierosów. Nie wyobrażałam sobie wtedy, że mogłabym być osobą niepalącą, ale Pan wiedział, że było to wtedy dla mnie najlepsze. Na tej samej Mszy świętej usłyszałam też:

 ?Pan przychodzi do osoby, która ma alergię, objawiającą się silnym katarem i kaszlem. Pan rozpoczyna proces leczenia. To uzdrowienie nie nastąpi od razu, będzie następować stopniowo. Pan cieszy się, kiedy Mu się pomaga…?

Faktycznie tak się stało ? po upływie półtora roku uprzejmie zauważyłam, że nie mam już alergii wziewnej i nie reaguję katarem i kaszlem np. na męskie wody kolońskie. Jezus uzdrowił mnie, jak obiecał, i to bez kontrolowania tego procesu przez mnie. Papierosy też nagle i niespodziewanie przestały dla mnie istnieć.

Spotkanie z Jezusem i otwarcie się na Jego miłość odmieniło moje serce. Bóg zdziałał wiele cudów w moim życiu, ale największym jest ten, że uczynił mnie nowym człowiekiem ? Bożym człowiekiem. Teraz, kiedy doświadczyłam na sobie Bożej Miłości i Bożego Miłosierdzia,  wszystkie sprawy widzę z innej, Bożej perspektywy. Zobaczyłam i doświadczyłam w moim życiu Obecności Boga Żywego, kochającego, ciągle czekającego ze swymi darami, o ile zechcę je przyjąć. Pan obdarza mnie tak hojnie, ponad wszelkie wyobrażenia i oczekiwania, że wieczności chyba nie starczy, aby Mu za nie podziękować.

Pan oczyszcza mnie, uzdrawia, napełnia siłą jak Największy Przyjaciel, który nigdy mnie nie opuści. Jeśli nawet wyrzucę Go z serca przez grzech, On pozostanie cichutko u drzwi mej duszy, czekając pokornie, aż znowu zechcę Go zaprosić do mego życia.

Pan prowadzi mnie powolutku, łagodnie, czasem przez choroby czy inne trudne doświadczenia, ale może to być dla człowieka najlepsza droga. Pan jest przy mnie zawsze, ?gotów odpowiedzieć na każde nawet najmniejsze moje westchnienie?; JEST – czeka ze Swą Miłością i Swoim  Miłosierdziem. Wystarczy Mu uwierzyć i iść za Nim ?w ciemno?.

Jak niepojęta jest  Twa Miłość i Twe Miłosierdzie, Panie! 

Bądź uwielbiony na wieki!

Księże Ireneuszu, skromny i pokorny sługo Jezusa Chrystusa, niech Cię Pan błogosławi i strzeże i nadal zsyła przez Ciebie przeogromne łaski dla dobra swojego Kościoła. Dziękujemy Ci za Twą kapłańską posługę. Moje podziękowania składam też wszystkim księżom pallotynom z Konstancina, którzy w duchu św. Wincentego Pallottiego organizują takie rekolekcje. Niech im Bóg wynagrodzi dobro, które czynią i da łaski potrzebne w pracy apostolskiej. Niech wszyscy ludzie powrócą do Boga, a na ziemi nastanie Królestwo Boże.

Barbara

Zaufać Panu (o potędze modlitwy)

Dwa jesienne miesiące ? październik i listopad 2012 roku spędziłam w szpitalu. Wyrwana nagle z bardzo aktywnego życia (przygotowywałam wtedy uczniów do ogólnopolskiego konkursu gastronomicznego), z gorączką, przeziębioną grypą i płucami zniszczonymi przez wieloletnie palenie papierosów stanęłam wobec realnej możliwości wystąpienia krwotoku z płuc. Medycyna była bezsilna, lekarze nie mogli podjąć radykalnego leczenia. Uświadomiłam sobie, że za chwilę mogę już zakończyć życie. Sytuacja była o tyle dramatyczna, że 6 tygodni temu pochowaliśmy Mamę i rodzina była w głębokiej żałobie.

Została mi tylko jedyna możliwość, a wiedziałam już, że wiara czyni cuda  – zaczęłam więc wołać do Pana Boga: ?Panie! Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić! Jesteś Wszechmocny, Ty stworzyłeś niebo i ziemię, wszystkie prawa, które istnieją na świecie są Twoim dziełem i możesz je dla mnie zawiesić, skorygować, bo to Ty jesteś Panem życia i śmierci,  Ty rządzisz światem i prawami medycyny! Chcę jeszcze żyć, chcę pracować dla Twojej chwały, jak robotnik ostatniej godziny, tyle mam  jeszcze do zrobienia, pozwól mi!?

I Miłosierny Pan wysłuchał wołania. Najpierw kapelan szpitalny, ks. Artur, udzielił mi sakramentu uzdrowienia ? sakramentu namaszczenia chorych, a ks. Ireneusz przyjechał do mnie z olbrzymim darem ? swoją modlitwą wstawienniczą. Czułam fizycznie, jak Pan Jezus otulał uzdrowieniem moje ciało i wypełniał mnie Bożym pokojem i Bożą miłością. Trudno zamknąć w słowa te przeżycia, bo dotyku Bożej miłości trzeba po prostu doświadczyć.

Modliło się wiele osób ? kółka różańcowe, wspólnoty modlitewne, rodzina, znajomi, siostry zakonne, były odprawiane Msze święte w intencji uzdrowienia. Łańcuch modlitwy obejmował chyba całą Polskę. Dobry Pan w swej łaskawości wysłuchał naszych modlitw i zachował mnie przy życiu. Jestem teraz dłużniczką wielu osób, a długi spłacam modlitwą?

Ten 50-dniowy pobyt w szpitalu to były specjalnie dla mnie przygotowane rekolekcje. Sala 9-osobowa, część pacjentek z czynną gruźlicą, ja leżąca bez możliwości opuszczania łóżka. Zachowania niektórych osób były bardzo trudne do przyjęcia. Wytrwać pomogła cicha modlitwa, w tym różaniec, którego nie wypuszczałam z ręki dniem i nocą. Po dłuższym czasie panie wyciszyły się, przestały atakować kapelana, jedna z nich przystąpiła do sakramentu pokuty i pojednania, inna przyjęła sakrament namaszczenia chorych. Milczące świadectwo wiary, przez które zawsze działa Bóg, może również nawrócić innych.

Ta choroba, przymusowa izolacja, brak prywatności przez całą dobę, konieczność poddania się opiece personelu medycznego i całokształt życia szpitalnego były dla mnie olbrzymim darem od Boga. W tej błogosławionej, choć przykrej sytuacji, otrzymałam wyjątkową łaskę umocnienia wiary, która ?czyni cuda?, nauczyłam się akceptowania każdego człowieka, bo przecież ?Chrystus każdego ukochał, więc cóż ja mogę powiedzieć?? (Prymas Tysiąclecia, kardynał Stefan Wyszyński), wzrosła też moja pokora. Doświadczyłam również Bożej miłości, która jest darem największym ze wszystkich, darmo danym.

Odkryłam też wiele skarbów, z których na co dzień nie zdawałam sobie sprawy ? jednym z nich jest łaska wiary i przynależność do Kościoła Chrystusowego, sakramenty święte,  a zwłaszcza sakrament pokuty i pojednania oraz Eucharystia. Darem są też kapłani, dający nam Chrystusa i Jego miłość, prowadzący ludzi do Boga ? kapłani ciągle atakowani i wymagający coraz więcej modlitwy ochronnej, nawet najkrótszej, ale codziennej i wytrwałej. Skarbem jest też możliwość chodzenia i codziennego uczestniczenia w Najświętszej Ofierze, skarbem jest też modlitwa. Żyjemy obsypani Bożymi darami, a ich wartość najczęściej dostrzegamy dopiero wtedy, kiedy je tracimy.

Teraz wiem, że każde cierpienie jest potrzebne, chociaż nie zawsze je rozumiemy. Pan Bóg rozdziela cierpienie według znanego tylko sobie klucza – swój ?przydział? trzeba przyjąć w pokorze, zawsze oddając je Chrystusowi. On pomoże wytrwać i przeprowadzi przez każde doświadczenie zgodnie z wolą Boga, wyprowadzając z niego zawsze dobro.  Modlitwa naprawdę pomaga.

Ksiądz Artur udzielił mi też cennej wskazówki przed wyjściem ze szpitala ? zapytałam go, jak mam dalej żyć. Odpowiedział, że trzeba Panu Bogu zaufać do końca i  iść za Nim w ciemno ? On wie, co jest dla człowieka dobre i zawsze chce obdarzać go swoimi darami, o ile człowiek na to pozwoli. Posłuchałam rady kapelana szpitalnego i teraz zawierzam Panu Bogu każdy dzień, każdą chwilę, każde wydarzenie życia, każdą sprawę ? wszystko, co mnie dotyczy, oddaję Panu, bo wiem, że On to chętnie weźmie i przemieni. To Prawdziwy Przyjaciel, który zawsze ma dla mnie czas i czeka na każde, nawet najmniejsze moje westchnienie. Pan mnie prowadzi, a ja jestem szczęśliwa, czasem nawet przez łzy,  bo wiem, Komu zaufałam – to Jezus Chrystus jest Królem, Jedynym Panem, Jedynym Uzdrowicielem, jest Drogą, Prawdą i Życiem. I zawsze odpowiada na każdą modlitwę. ?Ja wiem, w Kogo ja wierzę?.? Jezu, ufam Tobie!

Niech Pan będzie uwielbiony za wszystko, co czyni w moim życiu. Za wszystko!

 

Barbara  

listopad 2013

 

Czy modlitwa pomaga? Świadectwo Marzeny

 O tak, pomaga i to bardzo! Byłam świadkiem ocalenia życia dziecka poczętego przez modlitwę różańcową!!!

Należąc do Kółka Różańcowego dodatkowo podjęłam modlitwę wstawienniczą adopcji duchowej dziecka poczętego zagrożonego aborcją. Polega to na odmawianiu przez 9. miesięcy specjalnie ułożonej modlitwy za nieznane, anonimowe dziecko przeznaczone do aborcji i jednej dziesiątki Różańca Świętego dziennie. Któregoś dnia trwania mojej adopcji zorientowałam się, że zapomniałam o moim zobowiązaniu i nie pomodliłam się. Bardzo było mi przykro. Poprosiłam wtedy Pana Jezusa, żeby mi pomógł pamiętać o tej codziennej modlitwie poprzez wskazanie mi jakiejś matki będącej w stanie błogosławionym, która planuje aborcję.

I tak się stało? Po trzech godzinach po mojej prośbie, około godziny 12.00 ? w czas zwiastowania Maryi, zadzwoniła do mnie niespodziewanie koleżanka, aby zwierzyć mi się, że jest w ciąży, którą musi szybko usunąć, bo jest to ciąża pozamaciczna i dodatkowo umieszczona w szwie-bliźnie po wcześniejszym cesarskim cięciu. Groziło to rozciąganiem blizny i docelowym pęknięciem macicy. Tak więc moje kochane dziecko z adopcji duchowej dostało podwójny wyrok śmierci! Szybko opowiedziałam matce dziecka moje zdarzenie, które miałam na modlitwie ale to początkowo nie przekonało mojej koleżanki. Powiedziała mi, że musi w ciągu dwóch tygodni dokonać aborcji, bo później będzie już dla niej samej za późno, bo ciąża będzie zagrażać jej własnemu życiu. Jednak po dwóch tygodniach nie zabiła swojego dziecka i zdecydowała się zaufać Panu Jezusowi i urodzić je.

Podziwiam wiarę, ufność, miłość i odwagę  tej matki, jaka w niej się wtedy obudziła. W czwartym miesiącu ciąży płód samoistnie, w sposób niewytłumaczalny przesunął się nieco w kierunku macicy, tak, że wystarczyło to, aby mogła urodzić się śliczna, zdrowa dziewczynka!!! Poród matki pomimo, że groził wykrwawieniem i szybką śmiercią był bardzo szczęśliwy. Żadne narządy wewnętrzne, do których była przyczepiona ciąża, nie uległy uszkodzeniu. Lekarze nie mogli wyjść ze zdumienia całej tej sytuacji. Zobaczyłam wtedy, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych! Chwała Panu!!!

Świadectwo Joli

            Kiedy Elwira, organizatorka naszych kółek, poprosiła mnie o napisanie świadectwa, pomyślałam, że ?nie mam o czym napisać?. Starałam się zapomnieć o tej prośbie. Jednak ta myśl była blisko.  Ale o czym mam pisać, czy jest coś, czym warto podzielić się z innymi?. Byłam pewna, że nie! Teraz wiem, że się myliłam! Moim świadectwem jest mój powrót do Boga. Ten czas to był moment, w którym odkryłam, że już nic nie tracę, natomiast wiele mogę otrzymać, jeżeli tylko będę chciała. Potrzeba powrotu była dla mnie równoznaczna z zapotrzebowaniem na łaskę i miłość Pana Jezusa. Potrzebowałam Jego dotknięcia, które miało przekonać mnie, że On mimo wszystko mnie kocha.
            Jeszcze dwa lata temu, wiara, relacja z Panem Bogiem, może były, ale… nie wiedziałam, czym tak naprawdę są i do czego jest mi to potrzebne. Nie umiałam zaufać, nie chciałam chodzić do Kościoła, nie potrzebowałam Boga, sakramentów, kapłanów, nie rozumiałam i nikt nie był w stanie przekonać mnie, że wiara ma sens, że wszystko jest po coś, że ja też jestem dzieckiem Boga i że On jest ze mną w każdym momencie, w każdej decyzji. Uważałam, że sama sobie świetnie radzę. Momentem, który spowodował zmianę była propozycja wstąpienia do kółka różańcowego. Na początku powiedziałam ?nie?. Nie jestem przecież babuszką i nie będę ?klepala? Zdrowaś Mario. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jednak będę i że nie będzie to zwykłe klepanie, a prawdziwa modlitwa. Początki były trudne i wiem, że cały czas muszę dużo pracować. Pan wiedział, On powoli mnie prze­mie­niał i robi to cały czas. Teraz myślę już tylko o tym jak wspaniale jest powrócić do Tego, który kocha i że tylko Jego miłość zaspokaja wszystkie nasze ludzkie potrzeby.

 

Jedną z obietnic Matki Bożej dla osób dołączających do Kółka Różańcowego jest pogłębienie wiary.

Parę lat temu zrodziła mi się w głowie inicjatywa utworzenia Kółka Różańcowego wśród znajomych. Doświadczałam w swoim życiu wątpliwości związanych z wiarą i czasami odchodziłam od Boga, po czym pokornie wracałam. I gdzieś miałam taką obawę, że żyjąc w ten sposób za którymś razem mogę już nie powrócić. Wiedziałam, że żadna wspólnota raczej mi nie pomoże, gdyż zawsze w chwilach kryzysu przestawałam chodzić na spotkania. Kółko Różańcowe było czymś dla mnie ? zobowiązaniem do codziennego odmawiania dziesiątki Różańca. Dodatkowo pomyślałam, że mam wielu wspaniałych znajomych i pragnieniem moim było, aby również i oni dołączyli do Kółka, bo wierzę, że dzięki temu Matka Boża wspiera każdego, kto się do niej zwraca.

Faktycznie modlitwa różańcowa otworzyła mi oczy. Byłam świadkiem wielu cudów, jakie otrzymali ludzie, ich uzdrowienia duchowego i fizycznego.  Obraz ?Matki Bożej rozwiązującej węzły? jest mi bliski i pokazuje w jak wielu sprawach Matka Boża przyszła nam z pomocą. Kolejną piękną rzeczą jest wspólnota ludzi, którzy troszczą się nawzajem o siebie wspierając się w ciężkich chwilach i radują się podczas spotkań! Chwała Panu!   

 Elwira ;O)
Maryja rozwiązująca węzły

Maryjo spraw zawikłanych,
to rzecz niesłychana,
dziś po raz pierwszy
zostałaś mi dana.

Maryjo spraw zawikłanych,
nie ma w tym przesady:
tych supłów jest tyle,
że sam nie dam im rady!

Maryjo spraw zawikłanych,
jestem pełen uznania,
że dla Ciebie nie ma
spraw nie do rozwiązania.

Maryjo spraw zawikłanych spójrz,
cały kłębek przede mną,
nie poradzę z nim sobie,
zlituj się nade mną!

Maryjo spraw zawikłanych,
tym kłębkiem ja jestem ?
zamotanym zupełnie,
rozwiąż go jednym gestem!

ks. Josef Weiger

Świadectwo Olgi

Mimo, że pochodzę z domu, w którym była zawsze obecna wiara katolicka nie doświadczyłam nigdy wcześniej  łaski modlenia się na Różańcu. Wydawało mi się, że ta forma modlitwy przeznaczona jest dla osób starszych ze względu na swoją monotonię i czas trwania. Zbyt mało motywowała mnie do bezpośredniej relacji z Bogiem poprzez rozmowę, tylko była formą odklepywania formułek.

Maryja zawalczyła o mnie dokładnie dzień przed moimi 30 urodzinami. Przyjaciółka w formie prezentu urodzinowego zapisała mnie do Kółka Różańcowego, co wydawało mi się na początku żartem. Jako osoba, która trzyma się podjętych zobowiązań obawiałam się czy dam radę w swoim nieuporządkowanym życiu wprowadzić rygor codziennej 1 dziesiątki.  Zaufałam jednak, że z jakiegoś powodu trafiłam do Kółka i zgodziłam się na uczestniczenie w tym ?niebiańskim projekcie?. Moje przystąpienie do Kółka pozwoliło na jego oficjalne uchwalenie, gdyż zamknęłam grono wymaganych 20 osób [4 tajemnice x 5 Zdrowaś Maryjo]. Gdy dowiedziałam się, że mojego kółka patronem jest św. Faustyna wiedziałam, że uczestniczenie w Żywym Różańcu to nie obowiązek, a łaska. Za wstawiennictwem św. Faustyny dostąpiłam bowiem w swoim życiu fizycznego uzdrowienia. Modlitwy o moje uleczenie odbywały się w prywatnej kaplicy Sióstr Miłosierdzia na Żytniej. Przed jej relikwiami udało się zebrać wiele, nawet niewierzących bądź mi obcych osób, które zechciały modlić się w mojej intencji [stwierdzono obecność naczyniako-tętniaka w bardzo niekorzystnej lokalizacji mózgu, a byłam silnie obciążona genetycznie gdyż mój Tata zmarł w młodym wieku na wylew krwi do mózgu].

Świadectwo Ks. Ireneusza

   ?Jezu, ufam Tobie?

?Chcę Cię wysławiać na wieki, za to coś uczynił? (Ps. 52, 11a)

(słowa napisane na moim obrazku prymicyjnym)

Urodziłem się w Białej Podlaskiej jako dziewiąte dziecko Krystyny i Adama. Od urodzenia bardzo dużo chorowałem i załamani rodzice wozili mnie po szpitalach, a lekarze nie dawali mi wielu szans na życie. Pewnego dnia poczułem się gorzej. Rodzice, który jedyną szansę na moje ocalenie widzieli w Bogu, przed powtórnym odwiezieniem mnie do szpitala, postanowili mnie ochrzcić. Poszli do najbliższego kościoła w Białej Podlaskiej, który mieścił się przy stacji PKS, bo byłem już prawie umierający. Ksiądz, widząc mnie, przestraszył się i powiedział: ? ?on potrzebuje natychmiast lekarza?. Nie było jednak rodziców chrzestnych. Mama wyszła przed kościół, aby kogoś o to poprosić. Przechodziła akurat moja ciocia, która chętnie zgodziła się, więc matka chrzestna już była. Za chwilę przechodzili dwaj mężczyźni, byli to studenci, którzy przyjechali do domu na święta Bożego Narodzenia. Mama spytała jednego z nich, czy nie zechciałby zostać ojcem chrzestnym – zgodził się, więc chrzest mógł się odbyć. Właśnie wtedy  –  przed chrztem świętym – rodzice ofiarowali mnie Panu Bogu mówiąc: ?Panie Boże, jeżeli chcesz go zabrać do siebie, niech się stanie Twoja wola, a jeżeli chcesz, aby żył, niech pójdzie na Twoją służbę?. Po ochrzczeniu rodzice zawieźli mnie znowu do szpitala. Lekarze byli bezradni – rodzice znów usłyszeli słowa: ?jeżeli do jutra przeżyje, to będzie dobrze?. Ku zdziwieniu lekarzy mój stan zdrowia poprawiał się z dnia na dzień, wszystkie dolegliwości, które miałem, zniknęły. Pan Bóg dotknął mnie swoją łaską uzdrowienia.

Mama wspomina, że lekarze przez dłuższy czas dopytywali się o stan mojego zdrowia. Ale ja od tamtej pory już nie chorowałem, wręcz przeciwnie -nawet udzielałem się sportowo w szkole podstawowej i średniej, uzyskując  dobre wyniki. Sport towarzyszył mi też w seminarium i towarzyszy do dzisiaj.

Wiele osób z rodziny mówiło mi, że będę księdzem, ale ja broniłem się, że nie będę. Kimże nie chciałem być? Cukiernikiem, sportowcem – miałem nawet propozycję od mojego profesora, żebym rozwijał swoje zdolności sportowe na AWF. Miałem też dużo koleżanek, a nawet dziewczynę.

Stopniowo jednak zmieniałem swoje plany życiowe i nie słuchałem już żadnych słów, bo wiedziałem, kim chcę zostać. Wiele osób z rodziny wiedziało o przysiędze rodziców, którą złożyli, ofiarowując mnie chorego Bogu. Oni wiedzieli, ale przez wiele lat nie mówili mi o tym. Pan Bóg jednak działał cały czas.

O ofiarowaniu mnie Bogu przez rodziców dowiedziałem się będąc już w Nowicjacie Księży Pallotynów. Przypominam sobie ten dzień – popłynęły mi wtedy łzy i uświadomiłem sobie, jak krok po kroku jak Pan Bóg mnie wzywał swoją łaską powołania. Po raz pierwszy głos Boży w sercu usłyszałem pod koniec III klasy szkoły średniej. Wpierw Pan Jezus pukał delikatnie, a później bliżej matury Jego głos był coraz silniejszy: ?Pójdź za Mną?. Przypomniałem sobie wszystkie okoliczności i znaki, które mi dawał i Jego miłość, napełniającą moje serce radością i pokojem.

Już w szkole średniej nawiązałem kontakt z pallotynami, a po jej ukończeniu i po maturze wiedziony głosem powołania wstąpiłem do Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego Księży Pallotynów. 7 lat później z rąk Jego Eminencji Księdza Prymasa Kardynała Józefa Glempa otrzymałem święcenia kapłańskie.

* * *

Pragnę Panu Bogu nieustannie dziękować za dar życia, uzdrowienia, za dar powołania i kapłaństwa. ?Chcę Cię wysławiać na wieki, za to coś uczynił? (Ps. 52, 11a).

                      ?Własnego kapłaństwa się boję,

                      własnego kapłaństwa się lękam

                       i przed kapłaństwem w proch padam,

                      i przed kapłaństwem klękam.

                      W lipcowy poranek mych święceń

                      dla innych szary zapewne ?

                      jakaś moc przeogromna

                      z nagła poczęła się we mnie.

                      Jadę z innymi tramwajem ?

                      biegnę z innymi ulicą ?

                      nadziwić się nie mogę

                      swej duszy tajemnicą?.

                           Ks. Jan Twardowski